Zakończył się pierwszy tydzień ferii, a wraz z nim nasz obóz stacjonarny. Czas leci nieubłaganie, ledwie rozpoczął się pierwszy trening, a tu okazało się że żegnamy się wyjściem na basen. W kilku zdaniach opowiemy jak spędziliśmy ten intensywny tydzień. Było pracowicie, z dozą zdrowej rywalizacji; ostrą jazdą; nutką historycznej, miejskiej tajemniczości; precyzją ruchu (no czasami rowami); mokrą jazdą.
No dobra to teraz trochę szerzej. Każdy dzień rozpoczynał się od treningu karate, no wiadomo rzecz święta :), staraliśmy się mobilizować do ciężkiej pracy aby móc przejść do części rekreacyjnej. W części rekreacyjnej wiadomo, że na sportowo – drużynowo i dla każdego coś dobrego – czyli zabawy i gry ruchowe z naciskiem na to drugie. Raz sprawdzaliśmy nasze umiejętności z piłki nożnej halowej i tu należy napomknąć, że nie jeden z nas odkrył w sobie ducha Cristiano Ronaldo czy Roberta Lewandowskiego z czego wcześniej nie zdawał sobie sprawy. Żeby odkryć w sobie pozostałe talenty sportowe następnego dnia z kijem w ręce próbowaliśmy wbić drużynie przeciwnej dziurawą piłkę do bramki, czyli graliśmy w unihokeja. Nie było zawodnika, który nie walczył jak lew o to by zwycięstwo przypadło jego drużynie. Kolejnego dnia niczym Marcin Gortat rozegraliśmy mecze nie gorsze niż Washington Wizards, a piłka koszykowa nie kryła przed nami żadnych tajemnic. Idąc za ciosem w czwartek podjęliśmy nowe wyzwanie i rozegraliśmy mecze w zbijaka, oj lała się….. tzn. lał się pot strumieniami. W piątek był dniem podsumowującym, w którym zagraliśmy w najlepiej opanowane gry.
Po grach sportowych, aby nam się nie nudziło podejmowaliśmy kolejną aktywność ruchową… co zrobić jak po prostu nie możemy usiedzieć na miejscu. Więc przez pierwsze dwa dni szlifowaliśmy naszą jazdę na łyżwach. Okazało się, że niektórzy dnia następnego odkryli w swoim ciele nowe mięśnie, które lokalizowali za pomocą zakwasów, inni podziwiali paletę barw hmmm no wiecie gdzie:), ale i tak frajdy było co nie miara, a co najważniejsze dla wszystkich poznaliśmy technikę hamowania na łyżwach. Co prawda musimy jeszcze dużo poćwiczyć, żeby ją dobrze opanować, ale jako karatecy potrafimy cierpliwie powtarzać trudną technikę. W środę z racji już chyba corocznego braku śniegu udaliśmy się alternatywnie na grę miejską pod nazwą „Wojownicy z Oleśnicy”. Zwiedzając nasze piękne miasto i spotykając ciekawych ludzi dążyliśmy do rozwiązania tajemniczego hasła. Zadanie niby proste, ale żeby zdobyć jakąś wskazówkę musieliśmy się czasami nagimnastykować, ale co najważniejsze cel został osiągnięty. W czwartek ćwiczyliśmy naszą celność, siłę i cierpliwość podczas gry w kręgle. Oj gdyby tak kula zawsze leciała tak jak chcemy… ale będziemy dzielnie trenować i wtedy żaden rów nie będzie nam straszny. Na zakończenie obozu udaliśmy się do parku wodnego, gdzie szaleństwom wodnym nie było końca ledwie się człowiek zmoczył, wykonał kata w wodzie pochlapał kilku obozowiczów, starł kąpielówki na zjeżdżalni i trzeba było wychodzić.
No cóż i tak zakończył się nasz obóz...
Dziękujemy obozowiczom za dobry klimat i życzymy bezpiecznego wypoczynku w drugim tygodniu ferii.